Komoda... swoje musiała odstać.
Jak to w takich sytuacjach bywa
- impuls, kilka dni pracy i gotowe!
Nie jest to ani specjalny antyk, raczej mebel współczesny stylizowany, dość solidnie zrobiony. Jak go zobaczyłam - wiedziałam, że musi być biały. Wielki, ciężki i ciemny - aż się prosił, by dodać mu lekkości.
Zdjęcie ze strony sprzedawcy
Komoda miała małe ubytki na drzwiczkach,
ale od czego jest pomysłowość ludzka?
Trochę szpachli z Lidla
(fajnie się wyciskał, bo z tubki)
a do shabby chic łapią się takie niedoróbki,
więc pasuje jak ulał
Odczyściłam (ale nie bawiłam się w szlifowanie - szkoda mi było czasu), odtłuściłam i ...
sprawdziłam jakość primera z Fluggera.
Na to Interior High Finish 5
Pierwszy efekt nie był specjalnie zadawalający,
ale po każdej następnej warstwie było tylko lepiej
Na koniec pozostało skręcić mebel w miejscu docelowym
Jeszcze trochę przecierek papierem o drobnej gramaturze
i gotowe!
Ja tak marzę po pomalowaniu moich komód ale i umiejętności i czasu brak.
OdpowiedzUsuńKurcze zrobiłas kawał dobrej roboty,komoda jest rewelacyjna.
Dziękuję.. najwięcej pracy zabiera przygotowanie i skręcanie - samo malowanie to pestka - przymierzam się do farb kredowych - nie trzeba szlifować drewna lakierowanego... ale tyrzeba woskować, chociaż komoda z tego postu nie była szlifowana i prawie po roku użytkowania nic się z nią nie dzieje...:))))) Pozdrawiam cieplutko
Usuń