Były sobie meble... jedne z pierwszych, które odnawiałam (tu)
Niestety - coś zrobiłam źle i blaty szafek,
nie dość, że pożółkły, to jeszcze się kleiły.
Pewnie za szybko kładłam kolejne warstwy
- było jak było - ratować trzeba.
W pierwotnej wersji miały połączenie szarośći z różem,
tym razem poszłam na całość - jak róż to róż.
Nie bawiłam się w szlifowanie, tylko odcięłam primerem Fluggera poprzednie warstwy
i pokryłam blaty różem, zabezpieczyłam lakierem i w sumie mi się podoba...
nie mówię, że skończyłam, ale są.
Kolejny projekt: stolik i fotel.
Fotel w pierwotnej wersji dostał tylko nowe ubranko,
teraz również różowo - biały kolor.
Nie bawiłam się tutaj w żadne odcinania -
w przypadku nakładania farby na powierzchnię
tzw. wysoki połysk -
tzw. wysoki połysk -
kredówka sprawdza się super.
By nie marnować kredówki -
położyłam najpierw podkład do farby kredowej od Hagart -
zwiększa przyczepność i oszczędza farbę.
Potem już była radosna twórczość -
chciałam osiągnąć efekt zniszczonego mebla,
więc połączyłam róż z bawełną,
na to jeszcze jakiś różowy błyszczyk i lakier od Hagart.
Ze stolikiem było trochę więcej zabawy.
Uratowany przed spaleniem w ognisku,
prezentował się mało ciekawie
Zdarty fornir do niczego się nie nadawał.
Po prostu odwróciłam blat -
i pomalowałam dolną stronę
Nie mogłam oprzeć się,
by nie użyć szablonu...
Na koniec kwietnik sobie zostawiłam:
Kiedyś był czarny, potem szary,
a teraz iście różowy z białymi piórkami:
Piórka wykonane szpachlówką Fluggera.
Taram:
Jeszcze lampa straszy,
ale klosza brak....
Pięknie to wszystko odnowiłaś, jestem zachwycona. Pozdrawiam :)))
OdpowiedzUsuń